Redline – Cienka czerwona… linia mety

Filmów poświęconych wyścigom samochodowym nie ma zbyt wielu – tych znanych jest mniej niż tuzin. Co ciekawe każdy z nich w zasadzie opowiada o innej lidze i gości w kadrze zupełnie odmienne modele samochodów: pamiętny Le Mans był właściwie kryminałem osadzonym w realiach (nie)sławnego 24-godzinnego wyścigu, superprodukcja Days of thunder z całą listą sław na stażu pokazywał nam zmagania w lidze NASCAR, zaś popularny cykl Fast & furiuos oferował nam rozrywkę nielegalnymi wyścigami w zmiennych dekoracjach (oraz ból głowy w scenach je poprzedających). Nieco z boku przemykają okazjonalny romans Sly’a Stallone’a z Formułą 1 (Driven) oraz tak tandetny, że aż zabawny cykl Cannonball.

W swoim czasie wyścigami próbowano zarazić młodych widzów – tak powstał serial animowany Speed Racer, który niedawno w nieco odmienionej formie próbowali wskrzesić bracia Wachowscy. W ich produkcji wyścig miał zostać pokazany z takim ładunkiem ekspresji i dynamiki, aby widz nawykły do gier konsolowych nie mógł pozbierać się przez dłuższy czas.

Nadszedł jednak rok 2009 a wraz z nim najnowsza produkcja studia Madhouse, której premiera została przesunięta z trwającego właśnie festiwalu Annecy na (prawdopodobnie) odbywający się w sierpniu festiwal w Locarno. Ten film to Redline.

No comments yet

Dodaj komentarz